JOHN GRZINICH / WYWIAD

| Kategoria: Teksty

Ear Room: Jak mógłbyś opisać swoje nagrania terenowe w kontekście pojęcia ekologii akustycznej rozumianej z jednej strony jako reprezentacja dźwiękowych zjawisk, z drugiej kompozycja pejzażu dźwiękowego?

John Grzinich: Nagrania terenowe są dla mnie sposobem na uchwycenie dźwiękowych fenomenów. Pracuję „w terenie”, ponieważ moje otoczenie jest w większym stopniu moją pracownią niż jakieś konkretne pomieszczenie. Muszę zacząć od tego, że jestem samoukiem. Nie licząc znajomości z kilkoma artystami, którzy interesują się ideami Murray’a Schaffera, z praktykami ekologii akustycznej miałem raczej ograniczoną styczność. Mam za to bogate doświadczenia współpracy z artystami, którzy koncentrują się nie tylko na dźwięku. Nie interesują mnie określone sceny czy ruchy artystyczne.  Zapośredniczenie odbioru prac dźwiękowych poprzez szybki rozwój rynków zbytu (magazyny, festiwale, programy radiowe, wytwórnie płytowe) sprawia, że ich odbiór staje się zawężony do jednego medium. Każdy projekt jest czymś innym; szereg decyzji, które go tworzą  – pozostawienie nagrania bez obróbki, albo wręcz przeciwnie – przetwarzania i abstrahowania, tak naprawdę tworzy konkretną kompozycję.

John Grzinich rejestrujący dźwięk linii wysokiego napięcia, południowa Estonia

ER: Jak zmieniła się Twoja percepcja otoczenia, od kiedy zacząłeś słuchać go aktywnie przez mikrofon?

JG: Słuchanie „przez mikrofon” jest dla wielu artystów, w tym również dla mnie, rodzajem furtki, która może przekształcić się w technologiczną pułapkę. Wiele osób wychodzi z założenia, że praca z dźwiękiem zakłada korzystanie z technologii. Uważam jednak, że dopóki słyszymy dzięki połączeniom nerwowym w mózgu, jesteśmy zdani na wiele różnych dźwięków, których nie kontrolujemy. Wspominam o tym, ponieważ to w jaki sposób doświadczam mojego otoczenia nie polega tylko na uwzględnianiu „pejzażu dźwiękowego”, ale poszerzone jest o reakcje wobec sposobu słuchania innych ludzi, także artystów. W tym sensie stałem się wyczulony na środowisko jako całość, która obejmuje nie tylko dźwięki otoczenia, ale również nasze reakcje na nie. Wynika to z uświadomienia sobie nierozdzielności tych dwóch sfer.

ER: W swojej twórczości często mierzysz się z mikro światem, złożonymi formami i wzorcami natury. Czy możesz opowiedzieć o tych wyłaniających się formach? W jaki sposób wpływają one na twoją pracę?

JG: Kiedy mówię o wyłaniających się formach, odnoszę się głównie do tego, w jaki sposób siły świata naturalnego wpływają na to jak je postrzegamy. To studium złożoności, polegające na doświadczaniu procesów, których nie rozumiemy – po to, by naprawdę poczuć naturę. Właśnie tym mój punkt widzenia różni się od podejścia naukowego – wartością natury nie jest to, co możemy wyabstrahować i wyizolować, ale rozpoznanie sił, które generują kulturowe znaczenia. Sztuka w tym wypadku polega na używaniu dźwięku i jego właściwości do tłumaczenia procesów skutkujących powstaniem wzorców, na których my opieramy nasze pojęcia natury i kultury. Większość tych procesów zachodzi na poziomie mikro, ale jeżeli zaangażujemy narzędzia i technikę, nasza uwaga może ulec wyostrzeniu pozwalając nam na wykształcenie nowych rodzajów wrażliwości, estetycznych relacji i kreatywnych bodźców. To jest dobry punkt wyjścia do uszczegóławiania tego procesu i zgłębiania jego znaczenia.

mrówki atakujące mikrofony, południowa Estonia

Aleksandra Jach / Katarzyna Słoboda: Co masz na myśli, mówiąc „świat naturalny” czy „natura”?

JG: Przede wszystkim to nieustanne poszukiwanie potencjalności w innych niż tradycyjne formatach. Czuję potrzebę przedefiniowania naszego rozumienia „natury”, zdekonstruowania naszych kulturowych skojarzeń, opartych na różnicy pomiędzy „światem ludzkim”, który jest „nie-naturalny”, a purystyczną wizją „świata naturalnego”. Natura jako taka nie istnieje, ale „świat naturalny” już tak, albo ujmując to w inny sposób: wszystko jest naturą. Jeżeli postrzegamy coś jako sztuczne lub nie-naturalne, prawdopodobnie jest to przejaw natury, która ma zaburzoną równowagę lub proporcje. Ale przeważnie wypieramy te kwestie, bo w gruncie rzeczy sprowadzają się one do pytania o odpowiedzialność. Mógłbym brnąć dalej w kwestie filozofii ekologii, ale ograniczę się do stwierdzenia, że w epoce globalizmu jesteśmy współodpowiedzialni tj. kreujemy i definiujemy naturę.

ER: Jak doświadczasz pejzażu dźwiękowego otoczenia, odkąd przeprowadziłeś się i mieszkasz w Estonii?

JG: Estonia, podobnie jak inne kraje wschodnioeuropejskie, od upadku Związku Radzieckiego przeszła serię znaczących zmian. Z jednej strony, za sprawą ekonomicznych i kulturowych wpływów Stanów Zjednoczonych i Unii Europejskiej nastąpiło tutaj gwałtowne zbliżenie się do świata zachodniego, z drugiej – odejście od tradycyjnego stylu życia i w wielu wypadkach całkowite zaniechanie tradycyjnego rolnictwa. Efektem czego była gwałtowna urbanizacja miast, a także „zdziczenie” wielu obszarów wiejskich, szczególnie rolniczego krajobrazu okolic, w których mieszkam. Nie jest trudno wyobrazić sobie, jaki wpływ zmiany te miały na krajobraz dźwiękowy. Podczas gdy na miejski pejzaż składa się znajomy dźwięk ulicznego ruchu i zglobalizowanej sfery medialnej, środowisko rolne przejawia swój potencjał jako sfera o wyraźnie zakreślonych granicach, opuszczona przez ludzi i zdominowana przez siły natury. Na wsi nie jest czymś nadzwyczajnym doświadczyć totalnej ciszy w dzień lub w nocy, o ile jest ładna pogoda. Nagrywając dźwięki w takich warunkach należy raczej szukać ludzkiej aktywności zamiast uciekać od niej. Doświadczając tę rozbieżność między ludzką działalnością a siłami natury, zacząłem dużo aktywniej podchodzić do prób dialogu z siłami natury i tym, jak mogą ujawniać się poprzez dźwięki. Ta postawa zdecydowanie różni się od bierności wynikającej z istoty nagrań terenowych, podczas których osoba nagrywająca siedzi cicho i łapie istniejące dźwięki.

AJ/KS: Wydaje się, że przemysłowe dźwięki nie mogą konkurować z tymi „naturalnymi”. Jesteśmy uczeni rozpoznawania pierwszych agresywnych i inwazyjnych dźwięków równocześnie dając się złapać w pułapkę banalnej i romantycznej wizji „sił natury”. Co o tym sądzisz?

JG: Myślę że przeciwstawianie sobie dźwięków naturalnych i nienaturalnych jest dużym uproszczeniem. Jest wiele powodów, dla których „ludzkie dźwięki” (szumy maszyn, mediów, samochodów, samolotów, narzędzi itp.)  kojarzą nam się źle, szczególnie w środowisku miejskim. To są dźwięki naszej przemysłowej zmechanizowanej kultury. Prawdopodobnie tym, co nas w nich niepokoi, to brak świadectwa ludzkiej czy zwierzęcej obecności, w tym, co w nich słyszymy. Jednak to my wszyscy jesteśmy odpowiedzialni, nawet jeżeli nie bezpośrednio, za obfitość mechanicznych szumów. Dźwięk jest dobrym miernikiem społecznego i kulturowego porządku, który reguluje nasze otoczenie, ponieważ izolowanie sygnałów spośród szumu jest zwyczajową reakcją żywych systemów. Kiedy sygnał zostaje zgubiony lub zepsuty musimy zmierzyć się z wieloma skutkami ubocznymi. W tym miejscu warto podkreślić znaczenie i siłę słuchania.Im więcej słuchamy i bacznie obserwujemy otoczenie, tym trudniej jest zaprzeczyć pewnym aktualnym problemom.

Strona internetowa John’a Grzinicha: http://maaheli.ee/main/

Fragment wywiadu / EAR ROOM:http://earroom.wordpress.com/2009/10/01/john-grzinich/

Komentarz

komentarzy