MARTA MADEJSKA / KONGRES RUCHÓW MIEJSKICH

| Kategoria: Teksty

Powinnam zacząć od tego, że nie jestem specjalistką od polskich ruchów miejskich, ani od ruchów miejskich w ogóle, ani socjolożką miasta. Jestem kulturoznawczynią i po prostu lokalną aktywistką. Swoje działania usiłuję na codzień opatrzyć odpowiednią refleksją i dziś podzielę się z państwem fragmentami tej refleksji oraz ostatnimi doświadczeniami.

Wbrew obietnicom zawartym w abstrakcie w wystąpieniu nie będę omawiać bardzo kontretnych przykładów działań polskich ruchów miejskich. Po długim namyśle stwirdziłam, że osadzone są w tak gęstym kontekście lokalnym (i tylko w nim ujawniają sens), że większość czasu zabrałoby mi objaśnianie tego kontekstu. Skupię się na samym Kongresie Ruchów Miejskich czyli sieci-federacji od dwóch lat skupiającej różne polskie, miejskie organizacje zarówno formalne jak nieformalne. Jest to inicjatywa bardzo świeża, która ma niespełna dwa lata, a dwa tygodnie temu odbył się jej drugi zjazd.

Ruchy miejskie to inicjatywy angażujące mieszkańców dla zaspokajania ich własnych istotnych potrzeb i interesów życiowych, realizowanych w mieście i przez miasto. Najprościej rzecz ujmując, to pojedynczy lub zgrupowani ludzie, którzy starają się poruszyć: do zmiany, do działania i myślenia, do zwracania uwagi na konkretne sprawy; do interweniowania. Z konieczności stają się tczęsto grupami nacisku politycznego, ale staramy się poruszyć zarówno mieszkańców miast, jak i ich władze, zarówno na poziomie uwarunkowań prawnych, jak zwykłych wyborów codziennego życia. Jeżeli trzeba, poruszamy również materię nieożywioną. Przede wszystkim jednak jesteśmy mieszkańcami naszych miast.

Kongres Ruchów Miejskich pośrednio został zainspirowany amerykańskim ruchem „prawdo do miasta” (right to the city). Ideę „prawa do miasta” jako pierwszy zaproponował Henri Lefebvre zainspirowany obserwacją zmian Paryża u progu Marca 1968, a najmocniej rozwija ją obecnie mieszkający w Nowy Jorku David Harvey. Lefebvre określał to jako żadanie przekształconego i odnowianego dostępu do życia miejskiego (demand…[for] a transformed and renewed access to urban life).

Prawa do miasta upatrywał przede wszystkim w prawie do produkcji przestrzeni i w jego wersji prawo to było jednocześnie wołaniem (płaczem) i żądaniem. Wołanie było odpowiedzią na ból egzystencjalny wyjaławiającego kryzysu życia codziennego w mieście. Żądanie było w istocie nakazem spojrzenia w oczy temu kryzysowi, by móc stworzyć alternatywne życie miejskie.

Tak pisze Harvey, który sam dookreśla: Prawo do miasta to znacznie więcej niż kwestia indywidualnej wolności dostępu do zasobów miejskich: jest to prawo, aby zmienić siebie, zmieniając miasto. Co więcej jest to raczej powszechne (– wspólne) niż indywidualne prawo, gdyż ta transformacja nieuchronnie zależy od wykorzystania kolektywnej siły do przekształcenia procesów urbanizacji. Wolność tworzenia i przetwarzania naszych miast i nas samych jest jednym z najcenniejszych i najbardziej zaniedbanych praw człowieka.

„Prawo do miasta” zostało wpisane do konstytucji w Brazylii w 2001 roku – jako wynik walk toczonych o to, kto będzie mógł kształtować charakter codziennego miejskiego życia.

Północno-amerykańska koalicja Right to the city Alliance skonsolidowała się w 2007 roku (na Forum Społecznym / częściowo z inspiracji osiągnięciami właśnie brazylijskich ruchów społecznych). Obecnie stanowi krajową platformę organizacji zajmujących się (lokalnie i krajowo) wywieraniem nacisku na zmiany w obszarach mieszkalnictwa, praw człowieka, zaangażowania obywatelskiego, sprawiedliwości ekologicznej i przestrzennej, walczy z gentryfikacją, kryminalizacją biedy, inności etc.

Oczywiście ludzie skupieni w ruchach zawiązujących Right to the city Aliance robili to przeważnie bez znajomości idei Lefebvre’a czy nawet bliższego im czasowo i przestrzenne Harveya, podobnie jak większość uczestników pierwszego Kongresu Ruchów Miejskich. Po prostu po latach boju o swoje konkretne postulaty stwierdzili, że walka o miasto jako całość scala ich partykularne walki. To właśnie, mimo wielu różnic czyni podobnymi te inicjatywy. A sam Harvey u podstawy swoich rozważań stwierdza, że idea „prawa do miasta” nie bierze się z rozmaitych intelektualnych fascynacji i fantazmatów, ale rodzi się na ulicy.

Błędem byłoby założenie, że odzyskiwanie miasta wszędzie powinno odbywać się identycznie. odzyskiwanie prawa do miasta w każdym przypadku przebiegać musi inaczej, bo w innych okolicznościach nastąpiło jego „utracenie”, dla innej grupy następować też będzie jego „odzyskanie”, uniwersalna okazuje się jednak konieczność synergii działań.

**
W polskich miastach po wojnie dokonała się ok 60-80 procentowa wymiana ludności – głęboka restrukturyzacja społeczna i własnościowa. To swego rodzaju niedosłowna rewolucja, której do dzisiaj jako społeczeństwo nie przepracowaliśmy. Niektóre miasta po raz pierwszy w historii znalazły się wtedy granicach Polski – tam zmiana ludności była całkowita. Ma to fundamentalne znaczenie dla zrozumienia funkcjonujących modeli życia miejskiego.

W czsach Polskiej Republiki Ludowej sytuacja miast była niewątpliwie zasadniczo różna od rządzonych regułami kapitalizmu ośrodków zachodnich, jednak niektóre posunięcia centralnie sterowanej gospodarki mogły w odczuciu obywateli, choć w innej skali, być porównywalne do tego, co opisywał Lefebvre. Nie wszystkie zmiany kilkudziesięciu ostatnich lat były jednoznacznie negatywne, problem w tym, że były zaplanowane centralnie i wdrażane przez państwo bez jakiegokolwiek demokratycznego udziału użytkowników miasta, elastyczności czy uznania lokalnej specyfiki. Chroniczny kryzys, a potem źle przeprowadzona transformacja ustrojowa – a więc kolejna restrukturyzacja własności, sprzyjały stopniowej degradacji nawet tych rozwiązań, które można by uznać za wartościowe, czemu towarzyszyła postępująca atomizacja społeczeństwa. Jesteśmy przy tym społeczeństwem bardzo homogenicznym etnicznie i rasowo (niestety wciąż zamkniętym na zmiany w tej kwestii), zatem inaczej rozkładają się pola konfliktów miejskich niż na przykład w USA.

W ciągu ostatnich dwudziestu lat nasze miasta funkcjonowały (i wciąż funkcjonują) jako pole walki i manifestacji politycznej same jednak nie będąc podmiotem spójnej polityki. Zaczęły przy tym coraz mocniej być częścią globalnego rynku, a wejście do Unii Europejskiej wywołało boom często koniecznych, ale nie zawsze odpowiednio przemyślanych inwestycji. W sumie wywołało to rosnącą moblilizację mieszkańców, najpierw opartą głównie na sprzeciwie i oporze, z czasem nakierowaną również na działania afirmatywne i szukanie alternatywnych rozwiązań.

Początkowo ruchy miejskie w sposób najbardziej widoczny ujawniły się w konfliktach przestrzennych – pobudziły je wielkie inwestycje planowae bez udziału mieszkańców; przestrzeń publiczna, jako należąca do wszystkich traktowana jako nie należąca do nikogo; przestrzeń prywatna traktowana jako nienaruszalna świętość, której właściciel ma prawo do rządzenia absolutnego nie uwzględniajacego kontekstu otoczenia, potrzeb mieszkańców, użytkowników czy środowiska; zaś przestrzeń nieużytkowana odgrodzona, w oczekiwaniu na jedyny słuszny cel (wykupienia i zabudowy) wyłączona z możliwości tymczasowego zagospodarowania. Dodatkowo mamy wciąż do czynienia z bezkarnością wobec niszczenia dziedzictwa kulturowego czy naturalnego z tkanki miasta – w Łodzi wiele stowarzyszeń powstało w reakcji na wyburzanie XIX i XX-wiecznych budynków przemysłowych (tak istotnych przecież dla tożsamości lokalnej), w Krakowie – Modraszek Kolektyw zawiązał się w obronie krajobrazu Zakrzówka i żyjącego tam gadunku motyli itd. Itd.

Elastyczność grup samoorganizujących się mieszkańców polega na dostosowywaniu narzędzi do potrzeb aktualnie koniecznej interwencji – obok działań na szczeblu urzędowym czy samorządowym włączają coraz szersze spektrum działań symbolicznych, których celem jest miasto samo w sobie – prócz standardowych protestów – to odzyskiwanie przestrzeni i postulowanie jej przyszłości w gestach performatywnych, oswajanie miejsc i zwyczajów, których ludzie odzwyczaili się używać, nie wykluczając akcji nielegalnych. Takie działania zaznaczające naszą obecość i intencje, są tym ważniejsze, że na poziomie retoryki władze bardzo chętnie przejmują nasze postulaty, skutecznie je wypaczając.

Kiedy w ubiegłym roku, w czerwcu odbył się w Poznianu pierwszy Kongres Ruchów Miejskich, który zapoczątkował ogólnopolską współpracę miejskich organizacji, nie było hurraoptymizmu. Skupiliśmy się na diagnozie stanu (podobieństw i różnic) naszch miast oraz na zerwaniu z podbudowywanym przez politykę krajową poczuciem konkurowania między sobą. Dopiero później okazało się, że wpółpraca posuwa nas do przodu szybciej niż przypuszczano – tylko tworząc ogólnopolską nieformalną federację byliśmy w stanie wzniecić debatę publiczną i tylko w tej sieci mamy szansę stać się siłą polityczną.

W ciągu minionego roku rzeczywistość zaczęła zmieniać się bardzo intensywnie, krysys światowy wyostrzył nam zmysły i pogłębił autorefleksję. Dość szybko zakwestionowaliśmy ponującą wciąż koncepcję rozwoju połączoną z imperatywem ciągłego wzrostu, w której Polska prezentowana jest jako kraj zapóźniony cywilizacyjnie o 30 lat, który musi owe zapóźnienie krok po kroku nadrobić, by „dogonić Europę”. Tej linearnej wizji „jedynej słusznej” drogi postępu umyka nie tylko fakt, jak druzgocący wpływ miał ów postęp na środowisko, ale też świadomość, że Polska znajduje się we własnym kłopotliwym i specyficznym „gdzie indziej”, które wbrew pozorom nie jest podobne do stanów krajów Zachodu sprzed 30 lat. Umyka wreszcie i to, że w tej sytuacji może się kryć ogromna szansa na wprowadzanie innego modelu zmian.

W tegorocznym II Kongresie w Łodzi uczstniczyło dwa razy więcej ludzi z dwukrotnie większej liczby organizacji wystawiającej swoich delegatów i miast reprezentowanych, w tym także z miejscowości małych i średnich. Pracowaliśmy w grupach zajmujących się m.in. sprawami mieszkaniowymi, społecznymi, transportowymi, planowania przestrzeni i demokracji miejskiej, a także kulturą i ekologią. Wspólnie podsumowywaliśmy efekty. Rozprzestrzenianie się idei Kongresu odbywa się metodą kuli śniegowej – pierwszych uczestników trzeba było znaleźć, kolejni pojawiają się już sami. Uczymy się w działaniu odkrywając złożoność miasta, ale teraz dzięki zsieciowaniu dodatkowo wymieniamy się doświadczeniami i negocjujemy stanowiska pomiędzy perspektywą lokalną a ogólną. „Prawo do miasta” (czy funkcjonująca w polskich mediach „kwestia miejska”) przestało funkcjonować jako modny slogan, zaczęło być realnym przyczynkiem do rozpoczęcia zmiany swojej rzeczywistości. Są wśród nas inżynierowie, planiści, ekolodzy, socjologowie, nauczyciele, robotnicy kultury, artyści i wielu innych. Łączy nas to, że jesteśmy mieszkańcami naszych miast i rzeczywiście, tak jak chciał Harvey, przychodzimy z ulicy. Gdyby nie podstawowe konflikty miejskie być może nie rozpoczęlibyśmy współpracy, bo żyjemy w świecie postępującej, wręcz patologicznej specjalizacji dziedzin.

W tym roku staraliśmy się pracować na dokumentach polityki krajowej, w której z pozoru strona społeczna wydaje się być postrzegana już jako partner. Zdajemy sobie jednak sprawę, że i te działania mają ograniczoną skuteczność. Dużo trudniejsza jest kwestia własności kapitału – bo tam gdzie leżą pieniądze znajduje się obszar realnego podejmowania decyzji, które dzieją się tu i teraz. Dlatego jako największe wyzwanie postrzegamy projektujące przyszłość organiczne działania edukacyjne i zmieniajace myślenie – pozwalające pomyśleć miasto na nowo.

Dzięki temu, że skupiamy ludzi z całej Polski o różnych postawach, kompetencjach i poziomach działania, zauważamy te elementy, które naszym zdaniem umykają rządzącym, zaczęliśmy więc tworzyć bardziej konkretny obraz-postulat miasta jako złożonego dobra współdzielonego, współprzeżywanego i współorganizowanego, o każdorazowo unikatowej podmiotowości społecznej, kulturalnej, naturalnej i historycznej. Odzyskać miasto oznacza zbudować świadomość, że tak właśnie jest. Cała zawarta w naszych postulatach utopijność opiera się nie na technicznych niemożliwościach wprowadzenia rozwiązań, ale na ograniczonych torach myślenia wytyczanych przez przegrane, ale wciąż dominujące dyskursy modernizacyjne (wzrostu, ewolucji, inwestycji). Tkwi w naszej sytuacji paradoks, bo wiele elementów z postulowanego dziś stylu życia zawierały się w życiu czasów PRL – wtedy jednak dyktowane były koniecznością radzenia sobie wobec chronicznego niedoboru. Zatem w naszym społeczeństwie tęsknota za tym, co utracono wypierana jest przez pragnienie zatarcia wszelkich pozostałości po „złym czasie braków”. Tymczasem świat wokół nas zaczyna sobie powoli zdawać sprawę, że niedługo staniemy wobec globalnego problemu niedoboru i że to w miastach musi rozpocząć się zmiana tej rzeczywistości.

Kongres Ruchów Miejskich przypomina obecnie magmę. Jest w istocie ogromnym miejskim think tankiem o niehierarchicznej strukturze i tymczasowym sekretariacie obecnie znajdującym się w Łodzi. W trudnej na taką skalę samoorganizacji położono nacisk na tworzenie procedur działania opartych na wzajemnym zaufaniu i zakładających deliberację jako jedną z podstaw pracy. Mamy przy tym poczucie, że rzeczywistość jest ostatnio tak zmienna, że być może struktury te trzeba będzie uzgadniać co roku od nowa.

Kacper Pobłocki, jeden z pomysłodawców Kongresu podsumowując nasze tegoroczne spotkanie powołał się na Neila Smitha: w chwili obecnej najważniejsze jest „organizowanie się”. (…) nie powinniśmy wypracowywać dalekosiężnej strategii, gdyż sytuacja po pierwsze nie jest całkowicie pod naszą kontrolą, a po drugie wciąż się zmienia. (…) Wszystko jest teraz tak niedookreślone, że nie ma sensu obieranie strategii, która za trzy tygodnie, trzy miesiące czy trzy lata będzie wyglądać idiotycznie, bo sytuacja tak radykalnie się zmieni. Dlatego uważam, że my, jako obywatele, musimy wynajdywać te strategie na poczekaniu. Najważniejsza rzecz, jakiej musimy się nauczyć, to umiejętność rozpoznawania, w której sytuacji jakie strategie okazują się być korzystne, co robić, kiedy okazują się być błędne i jak zastępować złe strategie dobrymi.” Pojęcie, które Smith wciąż powtarzał, a które zginęło w tłumaczeniu rozmowy, to czasownik „retool”, czyli wymiana narzędzi pracy. Twierdził, że pojęcia które odziedziczyliśmy z przeszłości ograniczają nasze pole widzenia – i zarazem pole działania. Najważniejsza jest w tej chwili intelektualna otwartość na otaczający nas świat i – paradoksalnie – organizacja. Ale organizacja nowego typu, odpowiadająca potrzebom i wyzwaniom.

Zeszłoroczny Kongres zakończyliśmy stworzeniem 9 Tez Miejskich (które były dla nas punktem odbicia dla tegorocznego działania) – nazywamy to naszą narracją konkretną. W ramach działań symbolicznych zorganizowaliśmy także piknik na ulicy, o którą długo i bezskutecznie walczono aby stała się deptakiem zamkniętym dla ruchu samochodowego. Obecnie ulica funkcjonuje już pełnoprawnie jako deptak.

W tym roku wypracowaliśmy uwagi do założeń krajowej polityki miejskiej. Wychodząc od skali mikro do skali makro symbolicznie ustanowiliśmy społeczne Ministerstwo Miast, gdyż w naszym kraju nie ma żadnej instytucji odpowiedzialnej za politykę miejską, a włączanie społeczenstwa do procesów decyzyjnych wciąż jest fasadowe. Czerwoną urzędową tablicę, udająca te znajdujące się na oficjalnych instytucjach państwowych zawiesiliśmy na płocie, za którym trwa budowa dworca centralnego oraz Nowego Centrum Łodzi, proklamując przy tym manifest ustanowienie Ministerstwa.

Ustanowiliśmy siedzibę Ministerstwa Miast w centrum Łodzi, gdyż jest to miejsce cyt. w którym ogniskują się negatywne konsekwencje zaniedbań epoki polskiej transformacji: bezrobocie, rozpad tkanki miejskiej, enklawy ubóstwa, brak współpracy administracji z mieszkańcami, którzy nie korzystają na wielkich inwestycjach będących jedynie drogą wizytówką. Doceniając ogromny pozytywny potencjał rozwojowy polskich miast domagamy się uwzględnienia w strategiach rozwoju kraju miast i obszarów wykluczonych. Deklarujemy międzymiejską solidarność. Nie zgadzamy się na podsycanie konkurencji między miastami. Mamy wspólne problemy i jesteśmy gotowi wypracowywać wspólne rozwiązania. Chcemy polityki solidarności społecznej – wewnątrz i między miastami.

To my, mieszkańcy, mamy prawo do miasta i aby w pełni z niego korzystać, już dziś potrzebujemy pozytywnej zmiany. W świetle tego prawa Ministerstwo Miast uważamy za ustanowione!

Prócz wymienionych w deklaracji powodów zorganizowanie happeningu właśnie w tym miejscu miało znaczenie również dlatego, że wciąż pozostaje ono dziurą w ziemi – zatem (bez względu na ilość i teoretyczną ostateczność decyzji planistycznych), potencjalnie może stać się jeszcze wszystkim.

Marta Madejska

Autorka jest doktorantką Instytutu Kultury Współczesnej Uniwersytetu Łódzkiego, koordynatorką II Kongresu Ruchów Miejskich, członkinia zarządu Łódzkiego Stowarzyszenia Inicjatyw Miejskich „Topografie”, członkinią Komisji Dialogu Obywatelskiego ds. partycypacji przy Urzędzie Miasta Łodzi.

Tekst powstał na podstawie wystąpienia na konferencji EKOLOGIE. Pełen program: http://ekologiemiejskie.msl.org.pl/projekty/ekologie-program-konferencji-2

Komentarz

komentarzy